Nie wiedziałam, czy znajdę pracę. Zaraz po modlitwie dostałam telefony z 3 propozycjami

Dobrze pamiętam pierwsze rekolekcje z Armią Dzieci, mimo że minęło już prawie 10 lat. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Poszłam, ponieważ koleżanka miała 2 bilety i powiedziała, że jeśli z nią nie pójdę, to ona też nigdzie nie idzie, a zależało mi na tym, żeby skorzystała z rekolekcji.

Gościem była wtedy Maria Vadia, charyzmatyczna ewangelizatorka ze Stanów Zjednoczonych. Pierwszym, bardzo pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie właśnie jej osoba – piękna, zadbana kobieta, promieniująca radością. Opowiadała wtedy o swojej bliskiej relacji z Jezusem, jak słyszała bardzo wyraźnie Jego głos. Pamiętam, jak Maria zaczęła głosić — mówiła o tym, że Bóg ma dla nas dobre plany. Podkreślała, że nie żyjemy tylko po to, żeby umrzeć i iść do Nieba, ale że mamy sprowadzać Królestwo Boże już tutaj na ziemię i nim żyć. Było to dla mnie nowe i wydawało mi się zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Mimo że znałam już Jezusa, towarzyszyły mi często negatywne myśli, poczucie winy czy samooskarżenia. I chociaż trudno było mi przyjąć wszystkie treści, przez cały weekend — kiedy trwały rekolekcje — czułam się jak w domu. Towarzyszył mi głęboki pokój i świadomość Bożej Obecności. Było to tak mocne doświadczenie, że gdy kilka miesięcy później zobaczyłam plakat promujący Czas Chwały z Armią Dzieci, od razu zapisałam się wraz z koleżanką.

Przeżywałam, wtedy dość trudny czas w swoim życiu — kończyłam studia, nie miałam pracy, a sytuacja na rynku pracy dla absolwentów mojego kierunku była nieciekawa. Czułam lęk i zamęt. Nie wiedziałam, jaki Bóg ma plan dla mojego życia w kwestii powołania zawodowego i osobistego. Codziennie budziłam się rano z przerażeniem i pytaniem, co dalej z moim życiem. Na Czas Chwały szłam z dużymi nadziejami. Pragnęłam, żeby Bóg konkretnie zadziałał w moim życiu i wskazał mi drogę. Rekolekcje trwały 3 dni. Pamiętam, że już pierwszego wieczoru po uwielbieniu Maria zaprosiła na środek osoby, które potrzebują pracy. Wyszłam razem z innymi, by otrzymać modlitwę w tej intencji. Przyjęłam ją z wiarą. Później była przerwa na kawę i w trakcie jej dostałam 3 telefony z propozycjami pracy! Była to dla mnie niezwykła Boża interwencja. Jego potwierdzenie, że troszczy się o to, czego potrzebuję i robi to naprawdę szybko i konkretnie. Kolejne dni przynosiły wiele nowych treści, którym towarzyszyły praktyczne ćwiczenia i modlitwa. Pamiętam, że Maria mówiła wtedy dużo o modlitwie uwielbienia i dziękczynienia jako o sposobie modlitwy, który najbardziej porusza serce Boga i daje przyspieszenie w sprawach, które do tej pory stały w miejscu. Powtarzała, żeby dziękować Bogu za wszystko, cytując list do Rzymian 8, 28 „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”.

Rekolekcje dobiegły końca, a ja postanowiłam wprowadzać usłyszane słowo w życie. Następnego dnia po Czasie Chwały rozpoczęłam pracę, w której pomiędzy klientami miałam sporo czasu na modlitwę uwielbienia. Założyłam też dzienniczek łaski, w którym codziennie zapisywałam, za co jestem Bogu wdzięczna, zaczynając od najdrobniejszych rzeczy. Szybko doświadczyłam tego, że modlitwa uwielbienia i dziękczynienia jest naprawdę skuteczna, że zmienia i mnie i okoliczności zewnętrzne. Po pierwsze zaczęło zmieniać się moje myślenie. Pozytywne myśli zaczęły zastępować negatywne. Widziałam więcej działania Bożego i Jego opieki nade mną każdego dnia. Doświadczyłam też przyspieszenia, o którym mówiła Maria – w miesiąc po rekolekcjach zmieniłam pracę na lepszą i się zaręczyłam. Wcześniej wydawało mi się, że nie stanie się to w tak krótkim czasie. Lista powodów do dziękczynienia ciągle rosła.

W kolejnych latach już razem z mężem, a potem z dziećmi uczestniczyliśmy w szkołach organizowanych przez Armię Dzieci. Cieszyliśmy się, że jest takie miejsce, gdzie dzieci są mile widziane, nawet jeśli są małe i nie zachowują się cicho i spokojnie. Szukaliśmy też wspólnoty, w której moglibyśmy się formować razem z dziećmi i tak trafiliśmy na Czwartkowe Spotkania Modlitewne. Początki nie były łatwe – nasze dzieci się buntowały, nie chciały się modlić. Mi też było trudno otworzyć się na tak ekspresyjną modlitwę uwielbienia, jaka jest w Armii Dzieci. Potrzebowałam czasu i wytrwałości, żeby zobaczyć owoce. Jednak teraz — po 2 latach — widzę ich wiele. Nasze dzieci chętnie uczestniczą z nami w cotygodniowych spotkaniach wspólnoty oraz w Weekendowych Szkołach, gdzie są prowadzone specjalne zajęcia dla dzieci. Często po spotkaniach same z siebie śpiewają piosenki oddające chwałę Bogu. Proszą też Boga spontanicznie o pomoc w swoich potrzebach, czy modlą się za siebie nawzajem. Wiara jest dla nich czymś naturalnym.

Po każdej szkole widzimy też konkretne owoce — duchowe jak i fizyczne. Na jedną ze szkół szłam z silnym zapaleniem zatok, które często się u mnie powtarzało i nigdy nie przechodziło bez antybiotyku. Pamiętam, że nie miałam wtedy czasu pójść do lekarza i poszłam na szkołę z całkowicie zatkanymi zatokami. Pod koniec rekolekcji zauważyłam, że wszystkie objawy zniknęły. Nie pamiętałam nawet, w którym momencie i od tamtej pory nie powróciły!

Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku mojego młodszego dziecka. Syn miał wtedy uporczywy kaszel, który ciągnął się od ponad miesiąca. W trakcie rekolekcji odszedł. Nikt nawet się za niego nie modlił, ale w atmosferze, w której przebywa Bóg, takie rzeczy po prostu się dzieją.

Zgodnie z tym, czego uczyliśmy się na Szkołach, modlimy się w domu również za siebie nawzajem i widzimy tego owoce. Podczas jednej z takich modlitw mój mąż przestał odczuwać ból w łokciach, a u naszego synka zniknął 2-centymetrowy guzek na plecach.

Po tych latach mojej przygody z Bogiem chcę powiedzieć każdemu: Bóg jest bliski. Możesz słyszeć Jego głos. Jemu naprawdę zależy na Tobie i Twoim szczęściu!

Ania Stachyra

tekst zredagowany

Komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy, czy chcesz być pierwszy?

Napisz komentarz