Sens mojego życia? Jezus! — Maria Vadia

Lublin, Toruń, Suwałki, Kielce, Kraków a w lutym Sulisławice, Ostróda, Przedbórze, Pabianice i Legnica… Jej kalendarz jest wypełniony po brzegi. Amerykańska katolicka ewangelizatorka po Mszy Świętej prowadzi modlitwę z prośbą o uzdrowienie. Uwielbia Boga całą sobą, porywając wiernych do głośnego chwalenia Pana.

Jej rodzina uciekła przed reżimem Fidela Castro z Hawany na Kuble do USA, gdy Maria miała 10 lat. Byli bogaci. Zamieszkali w Miami na Florydzie. Maria uczyła się w katolickiej szkole.

– Uważałam siebie za dobrą katoliczkę. Chodziłam do kościoła, dawałam na tacę.

Była zadowolona z siebie i ze swojego życia. Wyszła za mąż, urodziła czworo dzieci. Miała domy i samochody, łodzie i biżuterię; nigdy nie brakowało jej pieniędzy na stroje i podróże… Czego można chcieć więcej? I właśnie wtedy nawróciła się jej starsza siostra. Pewnego dnia przybiegła do niej, wołając; – Znalazłam Jezusa! Maria uznała, że zwariowała. Powiedziała jej jeszcze, że ona, Maria, jest w środku zgniłą a ma tylko piękną zewnętrzną otoczkę. Uznała, że to jakieś bzdury. Ale po pewnym czasie zaczęła dostrzegać, że jej życie rzeczywiście jest puste. Patrzyła na czwórkę pięknych dzieci, na męża, na swój wielki piękny dom, na pieniądze i czuła ogarniające ją przygnębienie. Często płakała, myśląc, że jej egzystencja nie ma sensu. To był rok 1987. Do USA przyleciał Jan Paweł II. Maria poszła na Mszę Świętą, którą celebrował. Nagle zaczęła się tropikalna burza. Lał deszcz, uderzały pioruny: wierni uciekali do domów. Marla do nich dołączyła, ale nagle poczuła, że ogarnia ją Boża miłość i że chce przebaczyć każdemu, do kogo czuje niechęć. Opowiedziała o tym przyjaciółce, a ta zaprosiła Ją na spotkanie grupy charyzmatycznej.

Maria Vadia jest zaprzyjaźniona z charyzmatykiem Marcinem Zielińskim. Kilka lat temu modląc się nad nim przepowiadała: „Będziesz nauczał narody”. To proroctwo się spełnia.

– Gdybyście mogli mnie wtedy zobaczyć! -opowiadała. – Minispódniczka, wysokie obcasy, mnóstwo bransoletek, sterczące włosy. Wyglądałam jak kogut, choć wydawało mi się, że prezentuję się świetnie. Przekroczyłam próg i zaniemówiłam. Zobaczyłam ludzi, kobiety i mężczyzn, którzy wołali: „Jezu, kocham Cię, jesteś Panem mojego życia”, Mężczyźni w mojej rodzinie mówili tylko o pieniądzach, a ci nie wstydzili się mówić o Bogu i do Boga. Nigdy nie widziałam takiego kościoła i takiej modlitwy! Widziałam szczęśliwych ludzi i sama tak się czułam. Wreszcie zrozumiałam, o czym mówiła mi od siedmiu lat moja siostra!

Pobiegła do domu i opowiedziała o tym mężowi. Usłyszała: – Przestań, nie chcę tego słuchać, nie interesuje mnie to. Także wielu przyjaciół odrzuciło ją. Ale to tylko wzmogło jej zainteresowanie Bogiem.

Po pewnym czasie, podczas modlitwy, usłyszała, że otrzymała dar uzdrawiania. Wielokrotnie modliła się za swoje dzieci, a one natychmiast były zdrowe. Po krótkiej modlitwie został uzdrowiony jej pies. Ale kryzys w jej małżeństwie pogłębiał się. Dla męża bogiem był pieniądz, nie chciał słyszeć o Stwórcy, więc napięcie między nimi narastało, awantury były codziennie. A gdy jeszcze stracili nagle większość majątku, mąż porzucił ją z czwórką dzieci. Przeczytała wtedy, że Pan jest blisko złamanych serc. Zaczęła polegać na Duchu Świętym. Gdy czuła w sercu nienawiść do męża, mówiła Jezusowi: nienawidzę go teraz za to, że mnie porzucił, ale chcę kochać go tak, jak Ty go kochasz. Bóg dawał jej siłę. Musiała sprzedać swój piękny dom, a panował kryzys. Pośrednicy mówili, że takich rezydencji nikt już nie kupuje. Maria chodziła więc wokół i modliła się, zawierzając tę sprawę Bogu. Sprzedała dom w ciągu dwóch tygodni.

Dziś jest szczęśliwa. Jeździ po całym świecie, głosząc, że Jezus jest Zbawicielem i Panem, i że tylko On nadaje sens naszemu życiu. Sprawdziła to na sobie.

Katarzyna Jaworska — Dobry Tydzień, luty 2018

Komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy, czy chcesz być pierwszy?

Napisz komentarz