[Świadectwo] Lekarz sprawdził postęp choroby, powtarzając badanie aż 3 razy…

Moja historia zaczęła się niedawno. Dowiedziałam się, że na mojej nerce znajduje się „coś”. Od tego dnia moje życie zmieniło się w „tykającą bombę”. Bombę, która kiedyś musi eksplodować.

Ale wróćmy do obozu z Armią Dzieci. Pierwsze dni były dla mnie bardzo trudne. Praktycznie cały czas przesiadywałam gdzieś po kątach i płakałam. Podczas środowego uwielbienia trwała modlitwa o uzdrowienie. Siedziałam wtedy wryta w krzesło i myślałam tylko o jednym: „iść, czy nie iść”. Kiedy w końcu udało mi się pokonać moje zwątpienie, wstałam i nieśmiało podeszłam do przodu.

Byłam pewna, że osoba, która do mnie podejdzie, zapyta się, na co choruję i będzie wiedziała, za jaką część ciała trzymać podczas modlitwy. Jednak wcale tak to nie wyglądało. Jedna z osób podeszła do mnie i bez żadnych pytań chwyciła mnie za moją nerkę. Modliła się w językach, gdy doznałam zaśnięcia w Duchu Świętym. Po kilku minutach wstałam. Dotknięta przez Boga, ze łzami w oczach wróciłam na miejsce.

Następnego dnia znowu miałam bardzo ciężki dzień. Podczas uwielbienia nie mogłam się na niczym skupić. Siedziałam załamana, patrząc na innych, jak uwielbiają Pana. Po chwili Paweł Skrzek powiedział, że ma słowa dla dziewczyny o czarnych włosach i w żółtej koszulce. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że chodzi o mnie. Usłyszałam czyjeś głosy wołające mnie po imieniu, że to są słowa dla mnie. Zszokowana rozejrzałam się wkoło i wskazując na siebie, zapytałam „Ja?”. Paweł poprosił mnie, żebym wstała i zaczął mówić. Stałam jak wryta. Słowa trafiły głębokości serca.

Jak się okazało, to nie był koniec Bożych niespodzianek. W piątek na uwielbieniu przełamałam się i poszłam do przodu, by wielbić Pana razem z innymi. Gdy tak stałam z zamkniętymi oczami, jedna z dziewczyn miała obraz całkowitego uzdrowienia osoby, która od niedawna jest niespokojna o swoje życie, bo „ktoś wlał w jej serce niepewność i smutek”. Te słowa trafiły mnie. Stojąc tam, łzy zaczęły spływać po policzkach.

Przy obiedzie pytałam znajomych, czy nie wiedzą, kto miał ten obraz, bo akurat miałam wtedy zamknięte oczy. Znajomy wskazał mi pewną dziewczynę. Podeszłam do niej i zapytałam, czy możemy porozmawiać. Zgodziła się, więc opowiedziałam jej moją historię. Dotknięta, wzięła mnie do swojego pokoju, gdzie razem ze znajomymi prorokowali i ogłaszali nade mną zdrowie.

Szkoła już się skończyła. We wtorek miałam kontrolne badanie. Gdy przyszłam na nie, lekarz sprawdził postęp choroby, powtarzając badanie aż 3 razy. I wiecie co?! Nie mógł nic znaleźć. Jego minę i słowa „To jakiś żart. Pani tutaj nic nie ma. Pani jest zdrowa” zapamiętam do końca życia. Bóg jest dobry!

Świadectwo z obozu w Zembrzycach, który prowadziliśmy na zaproszenie stowarzyszenia Kahal (2015 rok).

Źródło: Facebook (artykuł przeredagowany)

Komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy, czy chcesz być pierwszy?

Napisz komentarz