[Świadectwo] 16 latek uzdrowiony z genetycznej choroby kolan

Przed chrztem w  Duchu Świętym moje życie było zwykłe, szare, a wiara ograniczała się do niedzielnej Mszy Świętej. Wcześniej nie odczuwałem jakiejś szczególnej relacji z Bogiem. Myślałem, że na tym polega bycie prawdziwym chrześcijaninem.

Wszystko zmieniło się na Górze Świętej Anny podczas Weekendowej Szkoły, gdy pierwszy raz usłyszałem proroctwo skierowane do mnie. Opowiadało ono o tym, jaki jestem idealny w Jego oczach i wtedy zaciekawiła mnie relacja z Duchem Świętym. Kolejnego dnia podczas modlitwy wstawienniczej zostałem uzdrowiony z genetycznej choroby kolan, która miała prowadzić do inwalidztwa w ciągu kilku najbliższych lat. Z każdym dniem charyzmaty ciekawiły mnie coraz bardziej. Starałem się zgłębiać wiedzę na ich temat oraz próbowałem je praktykować.

Kolejnym ważnym etapem w zacieśnianiu więzi z Bogiem był moment, gdy poprosiłem Go, żeby powiedział mi, co mam robić w przyszłości. Odpowiedź otrzymałem w nocy w postaci snu proroczego. Od tego czasu jestem naprawdę szczęśliwy, czuje, iż Bóg jest cały czas przy mnie, że wspiera mnie w tym, co robię. Staram się innym pokazać tę piękną relację z Bogiem, ponieważ ona daje prawdziwe szczęście.

Kuba, 16 lat

Jestem nieuleczalnie chora. To zdanie zawsze definiowało moje życie. Tym byłam. Bałam się o moją przyszłość, o dorosłość. Nie potrafiłam funkcjonować jak normalny człowiek. Codziennie drżałam o własne życie. Często nachodziły mnie myśli, że następnego dnia się nie obudzę. Zawsze byłam osobą nieśmiałą, nie miałam przyjaciół i nigdy nie wychodziłam z domu.

Gdy poszłam do gimnazjum i musiałam przejść na nauczanie indywidualne, było jeszcze gorzej. Teraz, z perspektywy czasu, myślę że miałam depresję. Czułam się niechciana i niekochana. Miewałam myśli samobójcze. Zastanawiałam się, czy kiedyś ktokolwiek będzie za mną tęsknił. W domu były ciągłe kłótnie i awantury. A moje zdrowie coraz bardziej się pogarszało.

Gdy zostałam ochrzczona w Duchu Świętym, wszystko się zmieniło. Jednak sam chrzest nie był czymś wielkim. Słyszałam opowieści innych osób, które mówiły o tym, jakie to cudowne uczucie. Ja niczego takiego nie przeżyłam. Po prostu zamknęłam oczy i zobaczyłam nieprzeniknioną ciemność. Miałam wrażenie, że zasnęłam. W czasie spoczynku zobaczyłam Jezusa wyciągającego do mnie ręce. I tyle. Na początek to musiało mi wystarczyć.

Po tym wydarzeniu stało się coś niesamowitego. Całkiem się zmieniłam. Już nie jestem nieśmiała. Nie boję się wychodzić do ludzi ani rozmawiać z nimi o Bogu. Zaczęłam wychodzić z domu. Od roku prawie co weekend gdzieś wyjeżdżam. Mam spore grono przyjaciół, którzy mnie wspierają i wiem, że mogę na nich liczyć. Ciągłe kłótnie w domu ustały. Czuję się tak, jakbym była inną osobą. Przestałam się przejmować rzeczami, które nie są tego warte. Wszystkie moje lęki odeszły, a myśli samobójcze zostały zabrane. Budzę się każdego dnia i wiem, że mam jeszcze przed sobą przyszłość.

Jednak to nie koniec przemian. Zostałam obdarowana wieloma darami Ducha Świętego, między innymi darem prorokowania oraz uzdrawiania. Czasem sama nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje i jakie uzdrowienia Bóg daje przez moje ręce. Bardzo często za pomocą tego daru, w imię Jezusa Chrystusa, uzdrawiam siebie czy członków mojej rodziny z różnych bólów, np. głowy.

Co jakiś czas również prorokuję. Robiłam to już wiele razy, jednak jedna sytuacja bardzo mocno utkwiła mi w pamięci. Któregoś dnia moja mama przyszła i poprosiła o proroctwo dla swojej koleżanki, Marianny. Bóg miał dla niej bardzo dużo słów i obrazów, jednak jeden był szczególny. Dostałam obraz: Marianna siedziała na środku kwiatka z wielkim uśmiechem na twarzy, przypominała Calineczkę z bajki. Wydaje się, że to nic niezwykłego. Jednak, gdy mama kilka dni później rozmawiała z nią przez telefon, przypomniał mi się jeden szczegół, mianowicie kolor sukienki, w której ją widziałam. Poprosiłam mamę, aby dopytała Mariannę o pastelowo-pomarańczową letnią sukienkę. Po zakończonej rozmowie mama przekazała mi, że Marianna ma dokładnie taką, jaką opisałam. Dostała ją przed weselem swojej przyjaciółki i nigdy jej nie założyła. Taki niby nieważny szczegół jest dla mnie potwierdzeniem tego, że Bóg działa i często zna nas lepiej niż my sami siebie. Po tym wydarzeniu przez bardzo długi czas nie mogłam się otrząsnąć. Nadal wywołuje ono u mnie silne emocje i gdy mam chwile zwątpienia, wracam właśnie do tego proroctwa, które przypomina mi o tym, że Bóg zna mnie bardzo dobrze i czuwa nad moim życiem.

Marta, 18 lat

Komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy, czy chcesz być pierwszy?

Napisz komentarz